Lech Trzcionkowski,


HISTORIA




Leszek Wojciechowski


Klasa: 1




autor:






Autor




tytuł: Historia. Starożytność i Średniowiecze nr dopuszczenia 36/02 (DKW 4014-4/00)


Wydawnictwo Demart


wydanie pierwsze

Warszawa 2002


(Wraz z zeszytem ćwiczeń: Barbara Kosacka-Burek, Elżbieta Olczak, Historia, Warszawa 2002).


OPIS:

OPRACOWANIE DYDAKTYCZNE

Podręcznik przedstawia dzieje człowieka od czasów prehistorycznych (rewolucja neolityczna, Sumerowie itd.) do końca średniowiecza. Ma ładną, wręcz imponującą szatę graficzną. Każdą lekcję skonstruowano wg tego samego schematu – ilustracje, tekst źródłowy, pytania oraz rubryczka „zapamiętaj”, gdzie wypunktowane są ważniejsze fakty. Autorzy nie są konsekwentni w podawaniu wymowy obcych nazw miejscowych, wyjaśnia się jak powiedzieć Monte Cassino, ale już nie St. Etienne du Mont (s. 68). Takich przypadków jest więcej. W całej książce ani razu nie tylko nie używa się zwykłych w literaturze fachowej określeń przed naszą erą (p.n.e.), ale nawet się nie wspomina o takim sposobie rachuby czasu. Konsekwentnie stosuje się określenia „przed Chrystusem”, „po Chrystusie”. Niekiedy tok wykładu zaciera logikę wydarzeń. Dla przykładu wojny z Persami, które zapewniły Helladzie stabilizację, omawia się niechronologicznie dopiero po kilku lekcjach na temat kultury złotego wieku Aten, zaraz potem następują podboje Filipa II i Aleksandra Macedońskiego, których powodzenie uwarunkowane było przecież kryzysem demokracji. Podobnie w lekcji zatytułowanej „Czasy świetności – wiek XIII” nie mówi się nic o przyczynach omawianego faktu: wspomina się nowe ruchy religijne, ale nie ma ani słowa o kryzysie społecznym Kościoła (symonia itp.), na który były one zrozumiałą odpowiedzią. Fragmenty źródeł towarzyszące lekcjom są czasem nazbyt krótkie, by odpowiedzieć na zadane pytania. Nie zawsze podano z jakiego dzieła pochodzą i czyjego autorstwa. Aż dziewięciu mapom w podręczniku brakuje legendy; niezależnie od tego, że są one dość czytelne (przedstawiają głównie Polskę), książka do historii winna uczyć pewnych standardów naukowych, do jakich należy objaśnianie naniesionych na mapę znaków. Nie zaoszczędzono uczniom wszelkich zawiłości ustroju politycznego Rzeczpospolitej Rzymskiej, powątpiewać można w celowość tak szczegółowego przedstawienia (s.39). Podsumowując, mimo tych mankamentów ogólna zawartość informacyjna podręcznika (zeszyt ćwiczeń na ogół tylko utrwala wiadomości na temat tego, co już wyłożono) jest wystarczająca, a jej przedstawienie dość atrakcyjne i nienużące.


FAKTOGRAFIA

Podręcznik uwypukla rolę osadników niemieckich w rozwoju polskiej sieci osadniczej. Nie ukrywa także faktu, że mieszczaństwo miast Polski średniowiecznej mówiło w przeważającej mierze po niemiecku. Wzmiankuje się fakt istnienia Hanzy, ale nie mówi się wprost, że grupowała ona miasta z patrycjatem niemieckim, nie uwypuklono także jej roli w dziedzinie handlu w Europie Północnej (s. 93). Wspomina się w jednym zdaniu, że Żydzi napływali do miast polskich z krajów, gdzie byli prześladowani (s. 107). Nie ma nic o tym, czym się zajmowali, jak żyli, nie dowiadujemy się także niczego o niechętnym do nich nastawieniu chrześcijańskiego otoczenia, nie padają słowa pogrom i getto. O Ormianach znajdujemy znów jednozdaniową wzmiankę (że zdobyli duże znaczenie w niektórych miastach za Kazimierza Wielkiego - s. 111). Wiadomości o tych grupach ludności, ich wpływie na pejzaż kulturalny grodów średniowiecznych, o stosunku do nich otaczającej je ludności należy uznać za dalece niewystarczające.


OBRAZ WSPÓLNOTY SPOŁECZENEJ, RELIGIJNEJ I KULTUROWEJ

Podręcznik grzeszy europocentryzmem. Ani jednej lekcji nie poświęcono cywilizacji chińskiej i indyjskiej (na ich temat nie ma żadnej wzmianki!). Konstatacja, że kultura egipska „wciąż powtarzała raz wypracowane wzory” wydaje się dalece nietrafna i stereotypowa, ahistoryczna, bo wynikająca z nieświadomości różnego tempa zmian kulturowych w zależności od cywilizacji (s. 12). Dość konsekwentnie i negatywnie przedstawia się islam, np. umniejszając jego osiągnięcia kulturowe. Gimnazjalista jest proszony o powiedzenie „czego dotyczyły nauki Mahometa” na podstawie jego słów o tym, że trzeba pozdrawiać osoby starsze i życzyć kichającym zdrowia (s. 58). Lepiej te sprawy traktuje zeszyt ćwiczeń, gdyż cytuje się w nim obszerniejsze fragmenty nauk Proroka. Z jego pomocą można już odtworzyć zręby jego nauczania. Według podręcznika największym wymienionym wprost osiągnięciem kulturalnym islamu jest „Księga tysiąca i jednej nocy”, ogólnikowo wspomina się o medycynie i matematyce, nie ma nic o filozofii lub choćby o cyfrach nieprzypadkowo zwanych arabskimi (s. 59). W passusie o zdobyciu Konstantynopola uwypuklono religijny fanatyzm żołnierzy tureckich (s. 120), podczas gdy fanatyzmu uczestników wojen krzyżowych nie podkreślano tak dobitnie. Nader zadowalająco i szczegółowo przedstawiono historię Izraelitów (Żydów), bezkrytycznie i nienaukowo, bo bez koniecznego dystansu, potraktowano jednak przekaz biblijny, niewątpliwie przecież wartościowy historycznie (np. w ćwiczeniach padają słowa „Mojżesz otrzymał od Boga” – s. 4). W lekcji o Cesarstwie Bizantyńskim nie mówi się w ogóle nic o kwitnącej tam kulturze i literaturze greckiej (s. 57).

Dzieje Polski wyłożono w sposób tradycyjny – jako historię kolejnych gwałtownych zmagań z żywiołem teutońskim, licznych bitew i wojen. Osadę w Biskupinie kojarzy się bezpodstawnie z Polską („należy zatem jeszcze do pradziejów Polski” – s. 9), co jest po prostu nieuzasadnionym zawłaszczeniem. Odnieść można wrażenie, że polskość definiuje się poprzez negatywne odniesienie do niemieckości. Już Wichmana z czasów Mieszka I określa się mianem „awanturnika” (s. 76). Opisowi bitwy pod Grunwaldem – dla podkreślenia jej znaczenia – poświęcono dwie strony poza normalnym układem lekcji. Skoro było to tak świetne zwycięstwo, jak się czytającemu wmawia, to trudno zrozumieć, dlaczego Polska odniosła korzyści terytorialne z wojen z Krzyżakami dopiero w 1466 roku. Nie ma nic o tym, że znaczenie tej bitwy nie zostało politycznie wykorzystane. Nie dowiemy się też niczego o nowoczesnej organizacji i administracji Państwa Zakonnego przewyższającej zdecydowanie polskie ówczesne dokonania w tej dziedzinie. Warto by było także podkreślić, że Związek Pruski reprezentował mieszczaństwo mówiące po niemiecku i że różnice językowe nie znaczyły wtedy aż tak wiele, skoro dążył on do podporządkowania się królowi Polski.

Autorom brakuje ponadto wyczulenia w przedstawianiu pewnych kwestii narodowościowo-językowych. Przykładem następujący fragment: „W XV wieku Jan Ostroróg, jeden z wybitniejszych reformatorów, apelował, by w Polsce nie używano języka niemieckiego w kazaniach wygłaszanych w miastach, w których mieszkało wielu Niemców, lecz by głoszono je po polsku. <<Niech się uczy po polsku mówić ten, kto chce w Polsce mieszkać>>, napisał” (s. 118). Umieszczenie takich słów w książce czy też pozostawienie ich bez komentarza może prowadzić do powstawania niebezpiecznych stereotypów. Nie ma tu też próby wyjaśnienia takiej postawy Ostroroga.

W lekcji o monarchii wczesnopiastowskiej nie uwypuklono różnorodności językowej kraju i przeróżnych dążeń odśrodkowych, tego, że jej jedność (nie tylko polityczna) była efektem długiego procesu, który bynajmniej nie zakończył się w jakimś określonym momencie (s. 86). Polska zjawia się na arenie dziejów jako twór już ukształtowany, czerpiący ze skarbca ideałów chrześcijańskich. Fragment następujący nie jest niczym innym jak pium desiderium pary autorów: „Po przyjęciu chrześcijaństwa Polska stała się częścią świata chrześcijańskiego, przyjmowała i rozwijała jego osiągnięcia” (s. 86). Gwałtowności reakcji antychrześcijańskiej w latach 30. XI w. nie da się zrozumieć bez uświadomienia sobie płytkości chrystianizacji Polski za Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Opis działań misyjnych jest jednak nazbyt ogólny, by uczeń zauważył jakiś związek przyczynowo-skutkowy (s. 77). Dwukrotnie w podręczniku pojawia się zdjęcie Jana Pawła II, raz z podpisem „ten wielki papież – Polak” (s. 81, 102). Zabieg to cokolwiek dziwny, gdyż w narrację historyczną można prowadzić bez tego. Być może autorzy chcą zasugerować, że istnieje związek między katolicyzmem i polskością, czyli przynależnością do wspólnoty narodowej i religijnej.

Podsumowując trzeba orzec, że ukształtowany przez podręcznik obraz wspólnoty narodowej zawiera elementy quasi-nacjonalistyczne (przewijające się nieustannie negatywne odniesienia do Niemców), choć nie ma tu jawnych ksenofobicznych akcentów. Pewne kwestie (np. obecność i rola Żydów) po prostu pomija milczeniem.


VARIA

Datowanie początków osadnictwa słowiańskiego na ziemiach polskich na II w n.e. przy odrobinie dobrej woli można uznać za bardzo śmiałą, wręcz rewolucyjną hipotezę, podczas gdy występuje ona w podręczniku jako pewnik (tabela na 2 str. okładki). Nazwa łacińska dzisiejszego Arles we Francji brzmi Arelate, a nie Arlete (s. 51). Nie istniała kraina grecka o nazwie Akarnia, lecz Akarnania (mapki w podręczniku s. 19, 21 oraz ćwiczeniach s. 14). Przy okazji lekcji o igrzyskach olimpijskich nie pojawia się wyjaśnienie czym była tak naprawdę olimpiada (czteroletni okres między igrzyskami, sposób rachuby czasu starożytnych). Biblia to zbiór ksiąg pisanych nie tylko po hebrajsku, lecz także po aramejsku (s. 14). Bardzo nieprecyzyjne wydaje się stwierdzenie, że „Iliadę” i „Odyseję” „układano w wiersze, co ułatwiało zapamiętywanie”, ponieważ wiersz grecki oparty na iloczasie jest czymś zupełnie innym niż wiersz rymowany (s. 28). W nieuzasadniony sposób rozróżnia się celników i poborców podatkowych (chodziło o tę samą funkcję, nieprecyzyjne określenie „celnik” pochodzi ze starego tłumaczenia Biblii), zachodzi przypuszczenie, że tylko po to, by wspomnieć, że ci pierwsi pojawiają się w ewangeliach (s. 41). Słowa „Rzym stał się stolicą chrześcijaństwa z papieżem jako jego głową” umieszczone w kontekście omawiania działalności św. Pawła i św. Piotra sugerować mogą, że już w I w n.e. Roma pełniła taką funkcję (s. 50). Poważne i świadome dążenia polityczne papiestwa do rozciągnięcia kontroli nad całym chrześcijańskim światem pojawiły się dopiero w IV w n.e. Ocena św. Tomasza z Akwinu – „jeden z najwybitniejszych myślicieli wszechczasów” – sprawia wrażenie nieco przesadnej (s. 94). Wystarczyło zaznaczyć, że jest on gwiazdą pierwszej wielkości na filozoficznym firmamencie ówczesnego chrześcijaństwa. Albigensi nie byli gremialnie „nastawieni wrogo do Kościoła i jego nauki”, a z uwagi na rygoryzm moralny swej doktryny i prześladowania zasługiwaliby na nieco życzliwsze słowa (s. 92). Stwierdzenie, że sądy inkwizycyjne „odznaczały się dużą surowością w wykonywaniu swych zadań” wydaje się nazbyt ogólnikowe, przydałoby się parę przykładów, choćby spalenie 200 zwolenników ruchu w Montségur w 1244 r. (s. 92). Autorzy nie używają tam, gdzie byłoby to konieczne popularnej w literaturze fachowej liczby mnogiej rzeczownika polis, która brzmi poleis. Zdarzają się stylistyczne nieporadności: „Zwłaszcza Ateny zaznaczyły się wzbogaceniem dorobku kulturalnego człowieka” (s. 54). Gdzie indziej podpis pod zdjęciem głosi: „Świątynia Kaaba w Mekce, obecnie na terenie Arabii Saudyjskiej. Mekka to święte miasto muzułmanów. Znajduje się w nim świątynia Kaaba” (s. 58).

Opracował Bartosz Kaliski


5