HISTORIA

Klasa: 1

Przemysław Trzebniak

Jolanta Trzebniak

 

Historia I. Podręcznik dla klasy pierwszej gimnazjum

Wydawnictwo Edukacyjne Wiking, Wrocław
wydanie: pierwsze (1999)
OPIS:

OPRACOWANIE DYDAKTYCZNE
Podręcznik Jolanty i Przemysława Trzebniaków obejmuje okres starożytny oraz średniowiecze do drugiej połowy XIV w. Tekst jest uzupełniony licznymi ilustracjami. Autorzy używają także mapek oraz wyróżnionych z tekstu informacji (prezentowanych pod tytułem "Czy wiesz, że...?"). Wykład bardzo rzadko uzupełniany bywa tekstami źródłowymi, część z nich została zaznaczona zielonym tłem i opatrzona nagłówkiem "Przeczytaj". Dla ułatwienia korzystania z podręcznika rozdziały kończą się wykresami chronologicznymi. W kilku miejscach autorzy umieścili tabelki, a w drugiej części podręcznika wyróżnili także kilka dat, które uczniowie powinni zapamiętać. Pojęcia do opanowania zostały wyróżnione kolorem. Na początku i na końcu każdego rozdziału znajdują się pytania mające pomóc w utrwaleniu materiału.
Książka została napisana bardzo niedbale. W tekście roi się od stylistycznych niezręczności i nonsensów logicznych. Autorzy popełniają błędy językowe, na przykład użycie zwrotu "okres czasu" - s. 14, czy zdanie "Wszyscy Spartiaci uważali się za równych sobie" - s. 49. Jak piszą autorzy, rzeczonych Spartiatów "źle odżywiano" (s. 50), w Polsce średniowiecznej wznoszono "budowle o charakterze kościelnym", Aleksander Macedoński organizował "zdobyczne" wyprawy - s. 63, przed najazdem tatarskim broniły się m.in. "wojska połowskie" (s. 149) itd. Dla stylu podręcznika charakterystyczne są fragmenty tekstu najeżone powtórzeniami ("Dobrze za to rosły drzewa oliwkowe, owocowe oraz winna latorośl. Szczególną wartość dla Greków posiadały drzewa oliwkowe. Dostarczały one oliwek, z których produkowano oliwę. Oliwki zerwane bezpośrednio z drzew zjadane z chlebem również były znakomitym pożywieniem" - s. 37).
Informacje są często wyrwane z kontekstu, niejasne i nielogiczne, a więc niezrozumiałe dla uczniów (nie tylko zresztą dla nich). Znaczna część takich kłopotliwych informacji w ogóle nie jest czytelnikowi potrzebna. Jak (i po co) uczeń ma zrozumieć wiadomość, że "Nazwa Egipt pochodzi od dawnego słowa "kemi" oznaczającego "czarną ziemię"" (s. 16). Autorzy nie wyjaśniają, jaki jest związek między tymi dwiema, dość różniącymi się od siebie nazwami. Czy wytłumaczenie, że pałac w Knossos "Nazywano [...] Labiryntem, gdyż posiadał tak dużo komnat, że można było się w nim zgubić" (s. 37) jest logiczne? Czemu ma służyć informowanie czytelnika, że niegdyś Egiptem rządziła starszyzna plemienna (s. 16), skoro autorzy nie wyciągają z tego faktu żadnych wniosków, a trzy strony dalej piszą już o Egipcie rządzonym przez faraonów? Tego rodzaju wiadomości jest w omawianym podręczniku znacznie więcej.
Niedbałemu wprowadzaniu niepotrzebnych terminów towarzyszy brak wyjaśnień tam, gdzie byłyby one wskazane. Niekiedy brak definicji nawet takich pojęć, które uczniowie powinni zdaniem autorów zapamiętać (np. "forum" - s. 65). Z kolei tragedia to według podręcznika "sztuka bardzo poważna, kończąca się najczęściej śmiercią głównego bohatera" (s. 59). Brakuje wyjaśnienia skąd się wziął i w jaki sposób powstał naród bułgarski. Zamieszanie zwiększa zamieszczona na s. 149 informacja, że Bułgaria została w 1236 r. podbita przez Mongołów. Autorzy nie informują, że chodzi o państwo Bułgarów kamskich, mieszkających nad Wołgą. Brakuje w podręczniku informacji skąd wzięli się w Europie Węgrzy. Na s. 134 reprodukowana jest ilustracja, która przedstawia krzyżowców oblegających Konstantynopol w 1204 r. Rozdział o krucjatach nie zawiera jednak żadnej wzmianki o tym fakcie, a podpis pod ilustracją także sprawy nie wyjaśnia. Bezsensowne jest podawanie uczniom do zapamiętania wiadomości, że Bolesław Chrobry otrzymał w 1000 r. od cesarza Ottona III kopię włóczni św. Maurycego, skoro nie pisze się już nic więcej o charakterze i znaczeniu tego daru.
Styl podręcznika raczej zniechęca do nauki historii, uczy natomiast myślowego niechlujstwa. Niestety, prezentowana wizja historii jako nauki w pełni odpowiada poziomem warstwie tekstowej podręcznika. W rozdziale wstępnym tłumaczy się uczniom, do czego może się przydać historia. Odpowiedź na to pytanie jest raczej mało przekonywająca: "Wiecie np., że jeżeli powierzycie tajemnicę koleżance lub koledze, a oni ją zdradzą, to drugi raz nie popełnicie już tego błędu. Czasem, aby zrozumieć wydarzenia, w których sami bierzemy udział, warto wiedzieć co nieco o wydarzeniach minionych. Czy np. wiedzielibyście, kim naprawdę jesteście, gdybyście nie znali swoich rodziców, rodzeństwa, dziadków, koleżanek i kolegów oraz gdybyście nie mieli wspomnień z minionych lat?" (s. 6). Abstrahując od sensowności przekonywania uczniów o tym, że historia jest nauczycielką życia, warto zwrócić uwagę na infantylny język pierwszych rozdziałów (partie poświęcone czasom późniejszym budzą mniej zastrzeżeń tego rodzaju).
W rozdziale wstępnym autorzy charakteryzują różne rodzaje źródeł, z których korzystają historycy, jednak sposób, w jaki podręcznik traktuje źródła pisane z całą pewnością nie przekonuje o ich użyteczności. Generalnie tekstów źródłowych niemal się tu nie używa, natomiast te, które się w podręczniku znalazły, pozostają, z nielicznymi wyjątkami, anonimowe. Cytatów nie opatrzono żadnymi pytaniami ani objaśnieniami. Do wyjątków, w których podano źródło cytatu, należy kilka fragmentów Faraona Bolesława Prusa, cytowanych również bez żadnego komentarza. Raczej nie przybliża uczniom specyfiki pracy historyka przykład źródła, który autorzy podali w rozdziale wstępnym ("lista zatrudnionych przy budowie starego zamku").
Ilustracje umieszczone w podręczniku zostały podpisane bardzo lakonicznie, na ogół brak do nich odniesień w tekście wykładu. Niekiedy sens ich umieszczenia w podręczniku jest wątpliwy. Na ss. 14-15 autorzy reprodukują aż dwa zdjęcia przedstawiające kilka motyk z epoki żelaza, czytelnik nie dowiaduje się jednak, gdzie i w jaki sposób ich używano (a tego gimnazjaliści nie muszą wiedzieć). Na s. 123 przedstawiony został "łucznik wczesnopiastowski" (do tych słów ogranicza się podpis pod ilustracją). Z kolei na s. 149 przedstawiono łucznika tatarskiego (również bez szerszego komentarza). Wartość edukacyjna tych obrazków ogranicza się do wiedzy, że zarówno Słowianie, jak i Tatarzy niekiedy strzelali z łuku. Można by tymczasem użyć tych ilustracji do pokazania uczniom na czym polega różnica między łukiem używanym w średniowiecznej Europie, a mongolskim łukiem refleksyjnym, strzelającym szybciej i z większą siłą. To z kolei pomogłoby w przedstawieniu przyczyn tatarskich sukcesów militarnych w XIII w. Na s. 107 zamieszczono ilustrację przedstawiającą trzech mężczyzn, podczas gdy podpis pod nią wymienia ich dwa razy więcej (występują tu Piast Kołodziej, Siemowit, Leszek i Siemomysł oraz Popiel i Kazimierz Wielki). Można przypuszczać, że autorom chodziło o trzech legendarnych poprzedników Mieszka I, ale przydała by się informacja, że ich wygląd nie opiera się na żadnych znanych wizerunkach, tylko został wymyślony przez rysownika. Trzeba jeszcze dodać, że poziom wykonania ilustracji pozostawia wiele do życzenia. Część rysunków jest po prostu brzydka (szczególną uwagę należy zwrócić na podobizny greckich bogów na ss. 39-41 oraz obrazki przedstawiające wojowników z różnych epok rozsiane po całej książce). W części średniowiecznej wiele ilustracji to przerysowane oryginalne miniatury, którym, niestety, zmieniono kolorystykę, a drobniejsze detale (takie jak np. twarz Matki Boskiej na s. 164) odtworzono nad wyraz nieudolnie. Podobnie mało udane są wykresy, które mimo że ograniczone do naprawdę podstawowych informacji, i tak czasami wprowadzają czytelnika w błąd (na s. 68 z wykresu przedstawiającego strukturę rzymskiej armii można np. wyciągnąć błędny wniosek, że jeden legion dzielił się na trzy manipuły).
Podręcznik Jolanty i Przemysława Trzebniaków ignoruje nowsze pomysły dydaktyczne. Autorzy kładą nacisk na pamięciowe opanowanie materiału i nie zachęcają uczniów do samodzielnego myślenia. Wiedza, którą uczniowie mają opanować, podana została w sposób niechlujny. Autorzy nie zadbali o przejrzystość tekstu, w niektórych miejscach natomiast są zupełnie na bakier z logiką. W dodatku podręcznik został napisany fatalnym stylem, a tekst obfituje w błędy gramatyczne i logiczne. Wszystko to sprawia, że z punktu widzenia dydaktyki historii należy stanowczo odradzić jego użycie w szkole.

FAKTOGRAFIA
Podręcznik Jolanty i Przemysława Trzebniaków jest niezwykle zwięzły. Na 167 stronach (trzeba pamiętać, że sporo miejsca zajmują ilustracje) udało się zmieścić dzieje Polski i powszechne od wspólnoty pierwotnej do przywileju koszyckiego. Starożytność zajmuje nieco ponad połowę podręcznika. Znalazł się tam opis funkcjonowania demokracji ateńskiej a także biblijnych losów Żydów. W drugiej, średniowiecznej części (77 stron) umieszczono informacje o kościele prawosławnym i różnicach dzielących go od katolicyzmu, o wkładzie Arabów w przechowanie i rozwinięcie kulturalnego dorobku starożytności, o wyprawach krzyżowych oraz o udziale przybyszów z zachodu w kolonizacji na prawie niemieckim. Trzeba jednak dodać, że - tak jak i inne partie tekstu - fragmenty te budzą sporo wątpliwości natury zarówno językowej, jak i informacyjnej (zostaną one omówione w następnej rubryce).
Ogarnięcie tak potężnego materiału w tak krótkim podręczniku wymaga starannego doboru tych informacji, które są uczniom niezbędne i odrzucenia tych, które niczemu nie służą. Niestety, w przypadku omawianego tekstu tak się nie stało. Autorzy trwonią miejsce na informacje mało potrzebne, chociażby szczegółowy opis wszystkich dyscyplin olimpijskich (ss. 47-48). Niekiedy skupiają uwagę na nieistotnych szczegółach zamiast sumiennie i zrozumiale przedstawić sedno problemu. Na s. 108 połowę akapitu poświęconego stosunkom polsko-niemieckim po śmierci Ottona I zajmuje wiadomość, że Mieszko I podarował Ottonowi III wielbłąda. Autorzy nie powołują się przy tym na źródło informacji, jeszcze raz tracąc możliwość zapoznania uczniów ze specyfiką źródeł pisanych. W tekście brakuje wielu informacji, które byłyby przydatne w zrozumieniu opisywanych zjawisk. Przykładowo: na s. 124 pisze się o grupach ludności zwolnionych z obowiązków wynikających z prawa książęcego. Sam termin "prawo książęce" nie został jednak nigdzie wytłumaczony. Brak wyjaśnienia terminu "feudalizm", zaś struktura społeczna średniowiecznej Europy została przedstawiona tak, jakby kultura kościelna, miejska, rycerska i ludowa w ogóle się nie przenikały (ss. 140-142). Również informacje o losach Żydów praktycznie urywają się w pierwszej części podręcznika. W rozdziałach poświęconych średniowieczu znajduje się jedynie wzmianka o tym, że Kazimierz Wielki pozwolił Żydom na osiedlanie się w Polsce. Mimo, że osobny rozdział poświęcono wyprawom krzyżowym, nie znalazła się w nim wzmianka o fali pogromów, która wraz z pierwszą krucjatą przeszła przez Europę.
Wrażenie przypadkowości w doborze materiału potwierdza się na przykładzie wyróżnionych z tekstu dat, które autorzy uznali za szczególnie istotne. Pierwsze pojawiają się dopiero w rozdziale poświęconym wyprawom krzyżowym. Uczniowie mają zapamiętać datę pierwszej krucjaty, krucjaty dziecięcej i upadku Akki, wypadków w Canossie oraz sprowadzenia Krzyżaków do Polski i na tym koniec.
Listę braków omawianej publikacji uzupełniają błędy faktograficzne oraz kompozycyjne. Autorzy wymyślają nowe przydomki polskich władców, pisząc o Bolesławie Wojowniczym (zamiast Śmiałym lub Szczodrym) oraz mylą Kazimierza Odnowiciela z Kazimierzem Sprawiedliwym (s. 115). W podręczniku praktycznie brak odwołań do wcześniejszych rozdziałów, co utrudnia rozumienie opisywanych wydarzeń. Przykładowo na s. 110 czytelnik dowiaduje się, że św. Wojciech przybył do Polski, gdy jego rodzina została wymordowana. Z kolei w rozdziale poświęconym sąsiadom średniowiecznego państwa polskiego wspomina się o tym, że pod koniec X w. Przemyślidzi wymordowali innych pretendentów do władzy w Czechach - Sławnikowiców (s. 137). Brak jakiejkolwiek wzmianki o związku pomiędzy tymi faktami.
Nieco staranniej przygotowano partie podręcznika poświęcone historii Polski XIII-XIV w. Dość dużo uwagi poświęcono dziejom Śląska i stosunkom polsko-niemieckim.

OBRAZ WSPÓLNOTY SPOŁECZNEJ, RELIGIJNEJ, KULTUROWEJ
Wobec braków dydaktycznych, językowych i faktograficznych kwestia sposobu, w jaki autorzy przedstawili wspólnoty społeczne, religijne czy kulturowe ma znaczenie drugorzędne. Charakterystyczna dla publikacji myślowa niedbałość dotyczy również tych fragmentów tekstu. Niemniej trzeba przyznać, że informacje dotyczące Żydów w starożytności, demokracji ateńskiej czy narodzin chrześcijaństwa podane zostały obiektywnie. Uczniowie mogą się m.in. dowiedzieć, że pierwszymi wyznawcami Jezusa byli Żydzi. Na tle całości podręcznika pozytywnie wybijają się fragmenty poświęcone Arabom i kulturze islamu. I tu jednak na ocenę pracy Jolanty i Przemysława Trzebniaków musi wpłynąć niechlujstwo w formułowaniu wykładu. Dwa zdjęcia przedstawiające współczesny wygląd Hagii Sophii nie zostały uzupełnione informacją, że dawny kościół pełni dziś funkcję meczetu. Na jednym ze zdjęć uczniowie mogą obejrzeć minarety okalające budynek, na drugim zaś arabskie inskrypcje w jego wnętrzu (s. 92). Z tabeli na poprzedniej stronie, porównującej kościół prawosławny i katolicki, uczniowie mogą się dowiedzieć m. in. że językiem nabożeństwa prawosławnego jest greka (tuż obok znajduje się reprodukcja wizerunków św. św. Cyryla i Metodego, którzy wprowadzili do liturgii język słowiański), zaś duchowny prawosławny to pop (co w odniesieniu do polskiej autokefalicznej cerkwi prawosławnej jest nieaktualne).
Pewne wątpliwości budzi wizja dziejów pierwotnych zaproponowana przez autorów. Autorytatywne stwierdzenie, że życiem każdej ludzkiej osady pierwotnej kierował "starszy mężczyzna, o największym doświadczeniu życiowym" (s. 12) nie jest bezwzględnie prawdziwe, natomiast użycie słowa "państwo" zamiast cywilizacja wydaje się niewłaściwe w odniesieniu do wspólnot plemiennych, czy cywilizacji (właśnie) starożytnych (ss. 13-15).
Pewne elementy nacjonalistycznej interpretacji historii można odnaleźć w części podręcznika poświęconej dziejom Polski średniowiecznej. Autorzy stwierdzają (na s. 103), że Słowianie pojawili się na ziemiach polskich na początku naszej ery, podczas gdy ich obecność jest potwierdzona źródłowo dopiero od VI w. Na s. 109 uczeń dowiaduje się o przebiegu "naturalnych granic Polski". Wydaje się, że wskrzeszanie koncepcji Zygmunta Wojciechowskiego, tak chętnie wykorzystywanej przez komunistyczną propagandę, niepotrzebnie zasklepia historyczną wyobraźnię uczniów w ramach jedynie słusznego państwa narodowego. Średniowieczna historia Polski w dużej mierze ogranicza się do zmagań z Niemcami. Warto zauważyć, że jako największy polski sukces militarny autorzy przedstawili bitwę na Psim Polu, co do której nie ma pewności, czy istotnie miała miejsce, a tekst uzupełniono obrazkiem przedstawiającym rzeczone psy zajadające się poległymi Niemcami (s.118). Gwoli ścisłości trzeba dodać, że podręcznik informuje o udziale Niemców w lokacjach na wsi i w miastach.
Podsumowując: oprócz omówionego już, fatalnego stylu partie podręcznika poświęcone kwestiom kształtowania się narodów i stosunków Polski z innymi narodami zawierają elementy nacjonalistycznej wizji historii. Autorzy nie mają zrozumienia dla pokojowego współistnienia kultur. W części "średniowiecznej" wykład jest skoncentrowany na dziejach państwa polskiego, co poważnie zawęża perspektywę. Nie udało się interesująco i kompetentnie przedstawić zjawisk średniowiecznej kultury, czy życia codziennego.

VARIA
Oprócz błędów poważnie wpływających na całościową ocenę podręcznika można wymienić wiele takich, których "ciężar gatunkowy" jest mniejszy. Pytanie na s. 10 zawiera sugestię odpowiedzi. Wyższość prawa spisanego nad zwyczajowym została wytłumaczona bardzo nieudolnie (s. 30). Odwołanie do "Babilonu", który pojawia się "w wielu piosenkach oraz w gwarze młodzieżowej" (s. 28) nie powinno padać w rozdziale o Sumerach, tylko w części poświęconej Żydom (niewola babilońska). Poza tym obecność tego słowa w gwarze młodzieżowej ogranicza się do jednej, nie najliczniejszej grupy rastafarian. Epos o Gilgameszu to - zdaniem autorów - po prostu opis jednej z katastrofalnych powodzi, które zdarzały się w Mezopotamii (s. 27). Na s. 29 obowiązki i przywileje władcy despotycznego podano tak, że nie sposób odróżnić jednych od drugich (przykładowe obowiązki to dowodzenie armią, zawieranie przymierzy i wypowiadanie wojny czy też mianowanie urzędników). Wątpliwości budzi część opisów bóstw greckich (ss. 40-41). Z tekstu na s. 44 wynika, że Homer był jednym ze zmyślonych poetów (zamiast jednym z poetów, którzy czasem opisywali zmyślone wydarzenia). Autorzy konsekwentnie używają nazwy "Istambuł", która nie występuje w żadnym języku. Chyba wbrew intencjom autorów z tekstu na s. 108 wynika, że Pomorze Zachodnie należy do ziem niemieckich. Na s. 120 człowiek z kuszą został podpisany jako łucznik. Na następnej z pokolorowanej ilustracji wyciągnąć można wniosek, że cesarz Fryderyk Barbarossa był blondynem. Należy zauważyć, że w końcowych partiach podręcznika błędy zdarzają się stosunkowo rzadziej.
Na koniec trzeba stwierdzić, że omawiana publikacja została wydana w większym niż w przypadku innych podręczników historii formacie (A4), co zapewne nie ułatwi uczniom korzystania zeń. Co ważniejsze książka została źle sklejona i rozpada się już po pierwszym przeczytaniu.

Opracował Maciej Górny